Hobbit KoM Polska

Forum graczy Hobbit KoM


  • Index
  •  » Offtopic
  •  » Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

#1 2014-10-06 19:26:43

Lunar_aurora

Newbie

Punktów :   

Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

Demona


- Pada, to dobrze – pomyślała patrząc na czarny potok spływający wzdłuż drogi. W Śródziemiu od wielu lat i tak nie widziano słońca. Gęste chmury dymu unoszące się z jaskiń smoków – przypominających wulkany - zasnuły całkowicie niebo. Woda niosła oczyszczenie i życie. Czy tutaj można przywrócić życie? Demona z gniewem starła smolistą posokę ze swojego topora – Smaug rozpanoszył się na dobre. Wypalił większość lasów goniąc za zwierzyną, tak że miała problem z utrzymaniem swojej drużyny. Brakowało jedzenia i schronienia, w dodatku wciąż spotykali hordy goblinów. Podobno podstępny Shagrath tropił buntowników, a ona przecież była buntowniczką. Częste ataki wrogów stale jej o tym przypominały. Niebo jeszcze bardziej pociemniało – odruchowo ścisnęła miecz – Nazgule? Nie, to zastęp Wielkich Orłów wrócił ze zwiadu.
- Teren czysty Pani, okolica wygląda na opuszczoną.
- A zwierzęta, widziałeś jakieś Gwaihirze?
- Nie, ziemia tutaj jest zbyt zniszczona, jedynie kilka Wielkich Pająków dwie mile stąd.
- Dobrze. Wyślę jeden oddział obywatelski, mięso potomków Ungolianty jest dość pożywne. Dziękuję, możesz udać się na spoczynek.
Demona z niesmakiem usiadła przy ognisku, nigdy na głos nie przyznała, że brzydzi się pająków. Wiele ją kosztowała ta wędrówka. Sama już nie była pewna czy naprawdę rozmawiała z Orome, czy to był tylko sen. Obiecał jej, że z Zachodu nadejdą posiłki. Polecił stworzyć silną armię – Husarię, która zniszczy smoki i ruszy na wojnę z Morgothem. Wspomniał też o drużynie zmierzającej ku Górze Przeznaczenia z Pierścieniem. Czy Pierścień naprawdę istniał? Spojrzała niepewnie na zachód. A Valarowie? - Odwrócili się od nas! Cisnęła z gniewem kamień w ciemność lasu, czy raczej tego co po nim pozostało. Koło nogi przebiegła jej jaszczurka. Szybkim gestem cisnęła sztylet, przygważdżając ją do podłoża. Dzisiaj nie będę musiała jeść pająka, uśmiechnęła się, zręcznym ruchem nabiła gada na patyk i ustawiła nad ogniem. Wciąż trzymając sztylet w dłoni – przyglądała się rękojeści z mithrilu. Widok ten ją uspokoił, Nokian - prezent od Gimliego miał moc – o tym wielokrotnie już się przekonała. Ostrzegał ją przed orkami i ratował w trudnych sytuacjach – tak jak przed chwilą – przed kolacją z pająków. Pamięta zaskoczenie Oromego, kiedy oznajmiła, że jest właścicielką sztyletu. Dlaczego wybrał ją? A jeśli się pomylił? Jaszczurka zaczęła apetycznie skwierczeć i pachnieć ... czyli jednak jest tutaj życie.
- Baragundzie! Rozrzućcie kilka pułapek wokół obozu - krzyknęła do mężczyzny dokuczającego krasnoludowi.
- Jeśli zabraknie drewna, wyślijcie kilku tragarzy, niech poszukają w okolicy - dodała. Baragund sięgnął hełm krasnoluda z gałęzi i oddał właścicielowi. Razem udali się wykonać polecenie regentki.
Spojrzawszy ku zachodowi zanuciła A Elbereth Gilthoniel. Pieśń podchwyciły elfy, zawtórowali im ludzie, krasnoludy, hobbici i po chwili cały las śpiewał. Powietrze pachniało spalenizną, pieczoną jaszczurką i pająkami.
– Dobrze, że pada – pomyślała.

Jacek


Obudził ją bolesny skurcz żołądka. Mała jaszczurka chociaż wyborna – nie zapewniła Demonie wystarczająco energii do przespania całej nocy. W obozie panowało już ożywienie. Przykra dolegliwość wywołana głodem była w jej skromnej armii powszechna.
- Musimy zdobyć jakąś żywność – postanowiła.
- Gortholu! – przywołała do siebie zwierzchnika oddziałów. Gorthol jak na elfa cechował się wyjątkową tężyzną fizyczną. Krążyły pogłoski, ze potrafił jednym ciosem powalić dorosłego trola. Był przy tym niesłychanie bystry. Trafność jego decyzji oraz szybkość w ich podejmowaniu czyniły zeń doskonałego przywódcę. Demona miała ogromne szczęście, że Gorthol chciał dołączyć do Husarii. Była przekonana, że to specyficzne narzecze, którym posługiwali się jej członkowie, skłoniło słynnego elfa do udzielenia jej wsparcia. Starożytnym językiem Po-lendt posługiwała się garstka elfów ze wschodnich krain, leżących blisko Ered Lithui. Ten język łączył huzarów, stanowiąc równocześnie barierę dla posługujących się głównie Westronem pozostałych mieszkańców Śródziemia. Zapewnienia Gorthola, że dołączył do Husarii z uwagi na jej potęgę wywoływały za każdym razem rozbawienie u Demony. Odrzucała natrętną myśl, że elf może być szpiegiem z Mordoru. Być może to Nokian pomógł jej zdobyć przychylność tego wojownika.
- Jesteśmy gotowi do wymarszu Demono – śniada zazwyczaj twarz Gorthola wyglądała w świetle dogasającego ogniska wyjątkowo blado.
- Zmieniamy kierunek. – Demona z trudem podniosła się i ze wstrętem sięgnęła po upieczone odnóże pająka, pozostawione dla niej przez współtowarzyszy.
- Pójdziemy wzdłuż Wielkiej Rzeki – na północ. Musimy znaleźć żywność. U podnóży Gór Mglistych poddani Melkora mają farmy – poszukamy tych słabiej chronionych. W pierwszej kolejności pójdą powozy zaopatrzeniowe.
- Co jeśli je stracimy? – elf zmarszczył czoło.
- Trudno, musimy zaryzykować, bez żywności i tak daleko nie zajdziemy. Niech wszyscy trzymają broń w pogotowiu.
- Może Wielkie Orły ...
- Nie! – Demona po raz pierwszy sprzeciwiła się Gortholowi – Jeżeli zostaną dostrzeżone przez wroga, to zdąży się przygotować na nasz atak. Gobliny są skupione na pilnowaniu kuźni i produkcji oręża, mamy dużą szansę na to, ze na farmach ich nie będzie.
Zakłopotany Gorthol udał się do swoich oddziałów by przekazać rozkazy. Nie lubił narażać swoich podwładnych na pewną śmierć, ufał jednak regentce, dlatego wykonał polecenie.
Husaria poruszała się powoli – tragarze nie byli tak szybcy jak powozy. Tych ostatnich było zbyt mało by zastąpić nimi wolno poruszające się jednostki zaopatrzeniowe. Ponadto w tym tempie łatwiej było oddziałowi poruszać się bezszelestnie.
Demona próbowała skupić myśli na opracowaniu strategii ataku pierwszej farmy. Ogromny ból głowy sprawiał, że przychodziło jej to z trudem.
- Kryć się! Atak! - donośny krzyk Hardniga (niepozornego hobbita o silnym głosie) prawie rozsadził jej czaszkę. Demonie pociemniało w oczach. Dobyła miecza, ale było za późno. Ogromny kot wytrącił jej broń z dłoni, a następnie przyczaił się łypiąc złocisto-zielonymi oczami i pomrukując groźnie. Gotów był rozszarpać młodą wojowniczkę.
- James Bond? – iskra nadziei zabłysnęła w sercu regentki.
- Tak, to James. Witaj Demono – mężczyzna w kolczudze z mithrilu podszedł do kota, podrapał go z uchem i uśmiechnął się z aprobatą.
- Witaj Jacku. Mamy tylko drewno, zabieraj i daj nam spokój. – Demona była wściekła. To nie pierwszy raz kiedy została upokorzona przez dowódcę dzikiej Wielkiej Ordy. Pochodzili z tej samej osady – War-Sofii, o której się mówi, że już niemowlęta noszą kolczugi zamiast pieluch. Podczas gdy Demona jako dziecko ćwiczyła rzucanie toporem w słomiane kukły, Jacek brał już udział w prawdziwych bitwach z orkami. Bogactwo jego rodu umożliwiło mu stworzenie jednego z najlepiej uzbrojonych i najliczniejszego wojska w całym Śródziemiu. Niezwykłe imię - Jacek – wywoływało respekt u mężczyzn i rumieniec u kobiet. Znany był bowiem, także z zamiłowania do cielesnych uciech. Pokaźną część Wielkiej Ordy stanowiły półnagie dzikuski – spoglądające teraz lubieżnie na huzarów.
- Mam wystarczająco dużo drewna – jestem tu w innym celu – odrzekł patrząc jej bezczelnie w oczy.
- W jakim zatem? – Demona nie kryła złości.
- Chcę dołączyć do Husarii ... – Demonie znowu pociemniało w oczach, nie słyszała co mówił dalej Jacek.
- Musze usiąść – myślała – nie mam już siły. Oszołomiona pozwoliła się zaprowadzić do zwalonego pnia drzewa i posadzić na nim.
- „Posiłki nadejdą z zachodu...” – usłyszała słowa Orome w głowie. Mechanicznym gestem sięgnęła po lembasa podanego przez czarnooką dzikuskę. Po kilku kęsach odzyskała świadomość – Skąd je masz?
- U podnóży Gór Mglistych jest dużo farm, skorzystałem z ich gościnności. – uśmiechnął się Jacek.
- Forlongu, rozdajcie huzarom lembasy i owoce – zbyt wiele ich dźwigamy – rzucił polecenie ciemnoskóremu elfowi z tatuażami na twarzy. Demona nie miała siły protestować. Wierzyła – chciała wierzyć, że człowiek, z którym jako mała dziewczynka robiła żarty trolom, nie otruje jej armii.
- Zatem Demono? Czy przyjmujesz moją propozycję?
- Jesteś gotów słuchać moich rozkazów? Jeśli tak, to zgadzam się.  – Demona wiedziała, że Jacek nie ustąpi z funkcji regenta. Możliwość wsparcia ze strony tak silnej armii nie była jednak na tyle kusząca by zrezygnowała z przewodzenia Husarii. Orome mianował ją regentką i tak długo jak huzarowie będą za nią szli, tak długo będzie ich prowadzić.
- Znakomicie – Jacek dostrzegł zaskoczenie kobiety.
- Ha, sądziła, że tylko władza mi w głowie – zaśmiał się w myślach – znam przecież lepsze przyjemności. Jacek puścił oko do stojących nieopodal dziewcząt z Wielkiej Ordy, które natychmiast zaczęły chichotać. Mężczyzna był już zmęczony ciągłym opracowywaniem strategii wojennych, wydawaniem rozkazów i podnoszeniem morale armii. Od dawna szukał odpowiedniego sojuszu, z którym mógłby ruszyć do walki ze smokami. Usłyszawszy o Husarii postanowił ją odnaleźć. Zawsze darzył sympatią Demonę i wiedział, że miała talent do przewodzenia silnej armii.
- Świetnie – Demona ochłonęła trochę – Pięć mil stąd jest polana, na której rozbijemy obóz. Tam odpoczniemy i uzgodnimy dalszy kierunek wędrówki. Zamierzałam złupić jakąś farmę, ale widzę, że już nie ma takiej potrzeby - Demona zarzuciła ciężki plecak i ruszyła w kierunku dziewcząt.
- I jeszcze jedno. Trzymaj swoje zwierzęta na smyczy – syknęła złośliwie w kierunku Jacka.
- Chętnie – uśmiechnął się w myślach zakładając swój plecak i dając gestem znak Wielkiej Ordzie by podążyła za Husarią.

Damien


Zwiad przekazał Demonie informację o elfach obozujących na polanie stanowiącej cel dzisiejszej wędrówki. Elfy nie ufały ludziom, często Demona spotykała się z wrogością z ich strony. Nie stanowiły jednak zagrożenia dla Husarii, której szeregi zasilały elfy leśne.
- Schowajcie broń i bądźcie uprzejmi – wydała polecenie podwładnym.
- Jacku, pilnuj Bonda i swojej świty. Nie chcę żadnej awantury. – spojrzała nieufnie na mężczyznę.
- Możesz być spokojna – odparł poirytowany.
- Co ona sobie o mnie myśli? Nie jestem zabijaką, nasłuchała się plotek na mój temat – myślał marszcząc czoło i odruchowo wymachując toporem – porozmawiam z nią o tym wieczorem paląc galenas.
Zachowanie Jacka nie uspokoiło Demony – Prawdę o nim słyszałam w opowieściach ludzi, jeszcze pożałuję, że zgodziłam się na ten sojusz – zasępiła się.
Dotarli do polany. Niewielka grupa elfów była już przygotowana na ich przybycie. Znakomita czujność Starszych Dzieci Iluvatara sprawiała, że zaskoczenie ich było praktycznie niemożliwe. Stali naprzeciw nadchodzących wojsk ze schowaną bronią, na znak pokojowych zamiarów.
- Witajcie. Jestem Damien – niezwykle smukły elf przywitał Husarię. Demona bez trudu rozpoznała potomka plemienia Eldarów, chociaż pierwszy raz stała z nim oko w oko. Powtarzane z pokolenia na pokolenia legendy o najszlachetniejszych spośród Pierworodnych znalazły wyraz w osobie która stała przed regentką. Damien promieniował potęgą swego ducha.
- Witaj Damien. Nie spodziewałam się. że Eldalie włada tak znakomicie językiem Po-lendt – rzekła i natychmiast się zawstydziła, bowiem przypomniała sobie opowieści o mądrości Ludu Gwiazd.
- Wiele lat spędziłem na wschodzie, tuż przy Ered Lithui  – uśmiechnął się do skonsternowanej dziewczyny - Zmierzamy w kierunku Żelaznych Wzgórz, postanowiliśmy odpocząć przed wędrówką przez Mroczną Puszczę – dodał.
- My również zmierzamy w tamtym kierunku. Nie przeszkodzi wam nasza obecność tutaj? – Demona nie potrafiła oderwać wzroku od zielonych oczu elfa. Znajdowała w nich ukojenie, bezpieczeństwo i niezwykły spokój. Jacek również poddał się ich czarowi. Stojąc na wprost Damiena żałował już, że wspólny popas na polanie potrwa tak krótko.
- Idziecie zabijać smoki. Kochamy wszystkie żyjące stworzenia, jednakże smoki zniszczyły wszystko co dla nas najcenniejsze. Jeżeli pozwolisz Demono, to dołączymy do Twojego sojuszu – elf czytał w myślach Jacka, co wywołało u tego ostatniego niemałe zakłopotanie.
- Z przyjemnością was przyjmę do swojej armii – Demona czuła się jak dziecko obdarowane wymarzoną zabawką. Wydała polecenie rozbicia obozu i rozpalenia ognisk.
Jacek poczęstował Demonę i Damiena najwyższej klasy galenas. Damien odmówił, natomiast regentka z przyjemnością zaciągnęła się dymem z fajkowego ziela.
- Nie leczone ugryzienie orka może doprowadzić do śmierci – Damien wskazał na owiniętą materiałem rękę Demony – Znam się na medycynie, mogę Ci pomóc.
Kobieta z wdzięcznością spojrzała w piękne oczy elfa i pozwoliła zając się raną. Potworny ból stał się dla niej codziennością i przestała już mieć nadzieję, że kiedykolwiek ustąpi. Oczyszczanie rany było bardzo bolesną czynnością, dziewczyna cieszyła się, że w zasięgu zdrowej ręki nie leżały ciężkie przedmioty, z pewnością uderzyłaby jednym z nich elfa. Damien wiedział o tym, dlatego świadomie wybrał miejsce, w którym zajął się tą przykrą operacją. Był pełen podziwu dla hartu ducha pacjentki. Leczył już wiele ugryzień orków i przywykł do okrzyków bólu, wicia się w konwulsjach i omdleń. Tylko iskry w oczach Demony i białe kostki na mocno zaciśniętej dłoni zdradzały jak bardzo cierpi. Wreszcie nadeszło ukojenie – ból niemal całkowicie ustał. Regentka nigdy nie czuła się tak szczęśliwa.
- Zostańcie moimi zastępcami – zaproponowała Jackowi i Damienowi porwana impulsem.
- Nie – Jacek był zaskoczony, przekonany był do tej pory, że regentka nie szanuje go – Nie po to dołączyłem do Husarii. Chcę tylko walczyć, nie mam czasu na obmyślanie strategii i rozwiązywanie problemów podwładnych.
- Ja również muszę odmówić Demono – Damien mówił z właściwym dla siebie spokojem, jakby rozmawiał z dzieckiem – Z chęcią jednak pomogę w rozwiązywaniu problemów zdrowotnych poddanych -  dodał patrząc na Jacka. Przywódca Wielkiej Ordy wyraźnie się zmieszał, nic jednak nie powiedział.
Demona była rozczarowana, potrzebowała zastępcy do zarządzania rosnącą ciągle armią. Przekonała w końcu Jacka, by został rządcą. Mężczyzna zgodził się zajmować kwestiami dotyczącymi aprowizacji. – Będzie mi ciężko – myślała – Muszę znaleźć wiceregenta.
Damien zgodnie z obietnicą zajął się leczeniem huzarów i huzarek. Ku zaskoczeniu Demony od czasu dojścia do sojuszu syna Eldarów, zachorowalność wśród poddanych wzrosła. Chorowały zwłaszcza kobiety. Cieszyło Demonę większe zaangażowanie wojowniczek w ćwiczenia z rzucania toporami i walki wręcz, niepokoiła zaś ilość odnoszonych kontuzji. Co ciekawe kobiety zdawały się cieszyć z odnoszonych ran na polu walki. Niewiarygodna była lekkość z jaką biegły do Damiena po pomoc, na przykład po urazie stopy. Denerwowało to Jacka. Jego dzikuski również zaczęły częściej chorować. Darzył jednak Damiena ogromnym szacunkiem i wdzięcznością za wyleczenie tajemniczej dolegliwości przeszkadzającej w czerpaniu przyjemności w alkowie.

Hagard


Tego dnia mieli wkroczyć do Mrocznej Puszczy. Była to najprostsza droga do leża smoków, a jednocześnie najniebezpieczniejsza. Krawędź lasu ziała nieprzeniknioną ciemnością. Demona, Jacek i Damien czuli trudną do pokonania niechęć przed wejściem do tego siedliska potworów. Wykorzystali magię run, by zapewnić sobie lepszą ochronę przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Każde z nich miało świadomość, jak niewielką miało szansę przejścia przez Taur e-Ndaedelos bez uszczerbku.
Demona uścisnęła dłonie współtowarzyszy – Trzymajmy się blisko, broń w pogotowiu i jak najmniej hałasu. Damien, masz najlepszy wzrok, pójdziesz pierwszy – Eldar skinął głową i wraz z garstką elfich łuczników ruszył energicznie w stronę czarnej ściany lasu. Nie chciał, by towarzysze zobaczyli jego pełne obaw spojrzenie. Z pewnością odebrałoby to im resztki animuszu. 
Jacek pogłaskał Bonda po grzbiecie. Przyzwyczajenie do nocnego tryb życia bestii i jego doskonale widzące w ciemnościach oczy dawały nadzieję na uniknięcie części zagrożeń. Bond poruszył uszami i najeżył sierść patrząc w kierunku puszczy. Westchnąwszy na ten widok Jacek dał znak oddziałom do wymarszu. Na końcu orszaku szła Demona. Ne lubiła Bonda - z radością uszyję sobie rękawiczki z jego futerka – szydziła ściskając mocniej Nokiana.
Po wejściu w cień Mrocznej Puszczy Damien poczuł całą negatywną energię tego miejsca. Złowrogie macki sięgały w głąb jego duszy a czarne ciężkie powietrze zdawało się oblepiać jego ciało. Obezwładniająca groza tego lasu zmusiła drużynę do zwolnienia kroku. Ich oddechy stały się ciężkie. Szeroko otwartymi oczami próbowali przeniknąć ciemność. Elf zazdrościł towarzyszom ich słabego człowieczego słuchu. Nieznane istoty czające się w gęstwinie były bardziej przerażające niż gobliny – tylko Damien i jego elfy zdawały sobie sprawę z ich bliskiej obecności. Byli obserwowani. Obok nogi Eldara potoczył się kamień. Obejrzał się i rzucił piorunujące spojrzenie Jackowi, który właśnie kopnął w jego kierunku kolejnego otoczaka.
- Wyluzuj gościu – pomyślał Jacek widząc karcący wzrok Damiena i z jeszcze większą werwą kopnął kolejny, większy głaz. Ten zatrzymał się tuż koło nogi elfa i nagle zaczął toczyć się z ogromną prędkością w kierunku kopiącego.
- No i proszę, jednak potrafisz... Auć! – krzyknął Jacek, gdy domniemany głaz chwycił go ostrymi zębiskami za łydkę. W dwóch energicznych susach Bond znalazł się przy swym Panu. Silnym kłapnięciem ogromnych szczęk chwycił napastnika i oderwał od zakrwawionej nogi. Jacek nie zdążył przyjrzeć się dziwnemu stworzeniu, gdyż kocisko natychmiast je pożarło. Widząc, że rana nie jest groźna, Damien ruszył dalej ciesząc się w duchu, że po tym incydencie jego towarzysze będą ostrożniejsi. Demona nie widziała całej sytuacji, dlatego widok zranionej łydki Jacka mocna ją zaniepokoił. Korzystając z tego, że Bond buszował w zaroślach zrównała krok z Hanem (tak nazywały go dzikuski), by porozmawiać o celu wędrówki. Jacek opowiedziawszy Demonie szczegóły swej bohaterskiej walki z potworem spojrzał z niepokojem na Damiena. Eldar miał doskonały słuch, wzrok i potrafił porozumiewać się za pomocą myśli. Najbardziej jednak ceniony był przez ludzi za umiejętność milczenia. Chowając swoją obawę przed pozostałymi kroczył jako pierwszy ku potworom, które już wiedziały o ich obecności w Mrocznej Puszczy.
Pogawędka z Jackiem poprawiła nieco nastrój Demonie. Uśmiechali się oboje wspominając War- Sofię i wspólne zabawy w wojnę Niespodziewanie twarz dziewczyny spoważniała. Wzrok Jacka podążył za jej wzrokiem w kierunku elfów, które zatrzymały się i oczekiwały na coś z przygotowanymi łukami. Dał znak pozostałym do przyjęcia bojowej pozycji. Zapadła całkowita cisza. Do ich uszu dotarł w końcu szum, przypominający odgłos latających nietoperzy. Damien w dalszym ciągu stał z łukiem wymierzonym w gęstwinę zarośli, co oznaczało, że mieli do czynienia z czymś groźniejszym. Szum narastał a wraz z nim napięcie. Coś uderzyło z duża siłą w plecy Demony, tak że straciła równowagę i upadła na ziemię. Podnosząc się zobaczyła Bonda rozszarpującego niewielkiego smoka. U stóp Jacka leżały dwa podobne z rozpłatanymi brzuchami. Kolejne kilkanaście sztuk szarżowało w ich kierunku, Byli atakowani przez krotafidy – podstawową siłę tych stworzeń stanowiła ich liczebność. Pojedynczego krotafida łatwo było zabić, jednakże walka z setkami gadów zazwyczaj kończyła się porażką. Ofiary były rozszarpywane ostrymi jak brzytwa pazurami i błyskawicznie pożerane przez te nienasycone istoty. Tysiące krotafidów atakowały Husarię, nie dając szans na chwilę wytchnienia. Pomimo rosnącej sterty martwych smoków, natarcie nie słabło. Demona jednym machnięciem topora zabijała kilkanaście sztuk. Jacek nie był od niej gorszy. Po ich twarzach spływał pot zmieszany z krwią gadów. Odgłos miażdżonych przez szczęki Bonda kości, był dowodem na to, że ulubieniec Hana też dawał sobie świetnie radę. Elfy zamieniły łuki na miecze, gdyż nie udało im się utrzymać odpowiedniego dystansu od napastnika. Damien z trudem poruszał prawym ramieniem, które zostało przeorane pazurami krotafida. Przełożył miecz do lewej dłoni – walka przez to stała się trudniejsza. Z przerażeniem obserwował wylatujące wciąż z głębi Mrocznej Puszczy tysiące smoków. Obrona słabła. Topór Demony robił się coraz cięższy, a w oczach jej pociemniało. Jacek potykał się wciąż o martwe krotafidy, a z rozerwanego ucha Bonda płynęła stróżka krwi. Krzyki rozszarpywanych przez potwory ludzi, czyniły tę walkę coraz bardziej rozpaczliwą. Przeraźliwy ryk wytrącił Demonie topór z rąk. Jacek zamarł z podniesionym mieczem. Krotafidy czmychnęły w gęstwinę lasu. Odwróciwszy wzrok na zachód towarzysze zobaczyli, że w kierunku zdziesiątkowanej Husarii zmierza armia Moriquendi. Na ich czele kroczył potężny demon. Jego przerażający wzrok zdawał się przenikać towarzyszy na wskroś. Na szyi nosił naszyjnik ze smoczych zębów, a pokaźna czaszka jednej z pokonanych bestii zdobiła jego tarczę dźwiganą przez muskularne ramię. Hagard złapał ostatniego krotafida, atakującego wykrwawiającego się hobbita. Błyskawicznym ruchem odgryzł mu głowę, po czym przytknął usta do tryskającego brunatną posoką tułowia gada i napił się ze smakiem. Nasyciwszy się demon podał krotafida czarnowłosej piękności podążającej u jego boku. Dziewczyna o skórze białej jak śnieg z wdzięcznością przyjęła podarunek i ze smakiem umoczyła usta w jego krwi. Damien odwrócił wzrok ze wstrętem, natomiast Jacek i Demona patrzyli na przybysza z fascynacją pomieszaną z obawą. Moriqeundi słynęli ze swojej nieobliczalności, nieustępliwości i rządzy krwi. Byli jednak elfami, a to dawało nadzieję drużynie Demony na ujście z tego spotkania z życiem.
- Wybaczcie, że nie zostawiłem wam kilku żywych, z pewnością jesteście głodni. Jestem Hagard – demon wyciągnął zakrwawioną prawicę w kierunku regentki.
- Mam na imię Demona i dziękuję, nie jadamy krotafidów. – dziewczyna bez wahania uścisnęła dłoń Hagarda, co wywołało jego podziw. Lubił stosować tę prowokację i z drwiną obserwował popłoch zawierających z nim znajomość, zazwyczaj próbujących uniknąć krwawego uścisku.
- Co armia elfów i ludzi robi w Mrocznej Puszczy? – zaciekawił się.
- Idziemy w kierunku Żelaznych Wzgórz, ta droga jest najprostsza. – odrzekła Demona oczyszczając topór z łusek zabitych gadów.
- Chcecie walczyć ze smokami? Ja również tam zmierzam. Jeśli pozwolisz Demono, pomogę Ci przejść przez Mroczną Puszczę. Pod warunkiem, że zostawisz dla mnie jakiegoś smoka do zabicia.
- Wystarczy smoków dla każdego – zdumiona Demona nie mogła odwrócić oczu od hipnotyzującego wzroku Hagarda.
- Zgodzisz się zatem bym dołączył do Husarii?
- Zgodzę się, ale musisz zostać moim rządcą, gdyż sama nie dam rady przewodzić tak licznej armii. – Demona potrzebowała wiceregenta, wiedziała jednak, że postać Hagarda wzbudzała strach wśród części jej poddanych. Zdecydowała zatem, że stanie on na czele mrocznych elfów. 
- W jaki sposób odstraszyłeś krotafidy? – przypomniała sobie mrożący krew w żyłach okrzyk.
- Furia – uśmiechnął się Hagard – nie próbowałaś nigdy?
- Nauczysz mnie? – podekscytowany Jacek wtrącił się do dyskusji.
- Tak, nauczę wszystkich w Husarii. Świetnie się sprawdza przy ataku – Hagard rzucił groźne spojrzenie Jackowi przyglądającemu się jego urodziwej partnerce.
Ochłonąwszy odrobinę po ataku krotafidów Demona postanowiła sprawdzić stan swojej armii po morderczej walce. Damien opatrywał rannych, a Jacek zajął się leczeniem zranionego ucha Bonda. Hagard wraz z Moriquendi usunęli w tym czasie zwłoki krotafidów i poległych wojowników z drogi. Ślady odbytej tutaj batalii mogły sprowadzić większe niebezpieczeństwo na Husarię niż atak krotafidów. Zwiad co rusz przekazywał informacje o tropiących ich legionach Morgotha. Demona odkryła z niepokojem, że zginęło kilka oddziałów obywatelskich, elfich jeźdźców i łuczników. Nie mogła ustalić co było przyczyną tego zniknięcia – dezercja, dzikie bestie, czy też po prostu zabłądzili w zdradliwych labiryntach Mrocznej Puszczy. Bystrym oczom Damiena również umknął ten fakt.
- Być może po ataku Furii Hagarda.... – ich dyskusję przerwał wściekły krzyk Jacka miotającego błyskawice z oczu, pod wpływem których Bond skulił się położywszy uszy po sobie –  Gdzie są moje klejnoty?!

Niedobroszka


- Nie interesują mnie Twoje klejnoty – Hagard odsłonił białe kły w pogardliwym uśmiechu, co uczyniło jego wygląd bardziej demonicznym.
- Tutaj są Hanie – zaszczebiotała śliczna dziewczyna o niezwykle powabnej figurze i podała Jackowi pokaźną, mocno wypchaną sakwę.
- Dziękuję Vidumavi. Wybaczcie mi tę awanturę – zwrócił się do towarzyszy – Cała ta sytuacja z krotafidami wytrąciła mnie z równowagi.
- Panuj lepiej nad emocjami jeśli chcesz zabijać smoki – Demona uśmiechnęła się pobłażliwie do Jacka. Zdążyła już zaprzyjaźnić się z właścicielem magicznych klejnotów.
- Po krotafidach nie ma śladu – zameldował Damien, który właśnie wrócił ze zwiadu – Znalazłem jednak świeże ślady niewielkiej armii zdążającej na północ.
- Gobliny? Dobrze uzbrojone? – w oczach Hagarda zapłonęły iskry ekscytacji na myśl o rozprawieniu się z wrogiem.
- Nie. Ludzie i kilka elfów. Zbrojni, ale nie przeciwko nam. – odparł chłodno Damien, którego irytowała żądza zabijania – Z pewnością już wiedzą o naszej obecności tutaj. Jeśli się zgodzisz Demono, to porozmawiam z ich przywódcą. Każde wsparcie nam się przyda, a wygląda na to, że podążamy w tym samym kierunku.
- Zgoda. Idź przodem z Hagardem – Demona miała nadzieję, że dzięki tej współpracy towarzysze bardziej się polubią. Starała się o to, by jej podwładni szanowali się wzajemnie. Ich umiejętność współdziałania była jednym z najsilniejszych elementów Husarii. Widziała już niejednego orka zabitego przez swego ziomka w bitwie o łup. Dlatego wszelkie konflikty starała się rozwiązywać w zarodku – Będziemy tuż za wami.
Damien i Hagard idąc na czele orszaku rozmawiali o magii, matematyce i astronomii. Elf odkrył z podziwem, ze wiedza demona nie ogranicza się do kilku prostych zaklęć wykorzystywanych w bitwach. Jego pierwszy osąd na temat demona okazał się bardzo mylny. Bezmyślny osiłek okazał się niezwykle doświadczonym strategiem. W dodatku potrafił porozumiewać się telepatycznie, co sprawiało, że rozmowa z nim była jedną z bardziej interesujących jakie odbył elf w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Demona i Jacek z niepokojem obserwowali milczących towarzyszy nie podejrzewając nawet jak ożywioną dyskusję właśnie prowadzili.
Niespodziewanie w tarczę Hagarda uderzył kamień. Kolejny trafił prosto w bolące ramię Damiena. Grad kamyków spadł na zaskoczonych husarzy. Zwinnym ruchem Hagard zanurkował w chaszczach w poszukiwaniu sprawcy. Po chwili wybiegł na drogę, niosąc na muskularnym ramieniu szarpiące się stworzenie, wydające przenikliwe piski i pomruki. Postawiona na ziemi tuż przed Demoną, tajemnicza istota, okazała się dziewczyną. Uwolniwszy się, z całej siły kopnęła Hagarda w kostkę. Ten z trudem opanował uśmiech. Demony nie okazują słabości. Nie chciał żeby ktokolwiek dowiedział się, o jego wrażliwości na łaskotanie, dlatego najdyskretniej jak potrafił podrapał miejsce kopnięcia udając, że poprawia ostrogi. Dziewczyna o płomiennych włosach stała naprzeciw Demony tupiąc, ciskając gromy z oczu i klnąc niewybrednie.
- Śliczna – pomyślał Jacek – ale to słownictwo...
Wzrok dziewczyny trafił na spojrzenie Damiena. Uspokoiła się zapatrzywszy w piękne, zielone oczy.
- Dlaczego w nas rzucałaś kamieniami? – zadała pytanie Demona lekko rozbawiona całą sytuacją.
- Bo mi płoszycie ryby! – rzuciła nienawistnie Niedobroszka, sprawiając że Jacek zaczerwienił się z trudem opanowując wybuch śmiechu.
- Ryby? – Demona patrzyła na dziewczynę jak na obłąkaną. - Kto u licha chodzi na ryby do Mrocznej Puszczy? – zastanawiała się.
- Tak, ryby, świetnie brały do waszego nadejścia! Przez was moi ludzie będą teraz głodować!
- Dowodzisz armią? – regentka Husarii nabierała przekonania, że pobyt w Mrocznej Puszczy pomieszał dziewczynie zmysły.
- Tak. Jestem Niedobroszka. Dowodzę armią i nie, nie jestem nienormalna – żachnęła się młoda wojowniczka.
- Wybacz, nic takiego nie mówiłam. Jestem Demona, wraz z Husarią idziemy zgładzić smoki, A Ty dokąd zmierzasz?
- Jeden z tych potworów pożarł mojego ulubionego rajdowego rumaka, idę go pomścić.
- Niedobroszko, nie chcieliśmy Ci przeszkodzić w połowie. Przyjmij od nas żywność dla swoich ludzi oraz ofertę wspólnej wędrówki – Demona wyciągnęła prawicę do dziewczyny. Nieoczekiwanie rudowłosa ślicznotka rzuciła się Demonie na szyję, a następnie pociągnęła za rękę w kierunku swojego miejsca połowu. Miała jej tyle do opowiedzenia. Ostatnie miesiące spędziła na obmyślaniu strategii i walce o przetrwanie swojej skromnej armii. Wiedziała, że zaprzyjaźni się z Demoną. Wreszcie mogła z kimś porozmawiać o czymś innym niż o metodach zabijania goblinów czy sposobie konserwacji broni. 
- Mam sposób Demono na Twoje cienie pod oczami. W Mrocznej Puszczy rośnie ziele, z którego robię fantastyczną maseczkę – szczebiotała Niedobroszka.
- Świetnie – ucieszyła się Demona, jej również bardzo brakowało prawdziwej przyjaciółki.
- Damien, Tobie też by się przydała maseczka – zaśmiał się Hagard wymierzając solidnego kuksańca towarzyszowi.
- A Ty uważaj, żeby Ci ktoś nie połaskotał – odciął się elf, odruchowo przyglądając się własnemu odbiciu w ostrzu sztyletu.
- Boisz się łaskotania Hagard? – zaśmiał się Jacek i momentalnie spoważniał napotkawszy mordercze spojrzenie towarzysza.
Ten wieczór drużyna spędziła w znakomitych nastrojach jedząc pieczone nad ogniem ryby, rozprawiając o mało istotnych sprawach i paląc fajkowe ziele. W sercu Mrocznej Puszczy takie zdarzenie miało miejsce po raz pierwszy.

Luqas


O poranku drużyna ruszyła żwawym krokiem, starożytnym traktem wiodącym przez Mroczną Puszczę. W trakcie wędrówki Damien opowiadał przyjaciołom o leśnych elfach, które zamieszkiwały te okolice setki lat temu, zanim padł  nań cień Dol Guldur.
- Wygląda na to, że Stara Leśna Droga w dalszym ciągu jest używana – Hagard zwrócił uwagę Demony na liczne ślady odciśnięte na brunatnej ziemi.
- To nie gobliny – zaniepokojona regentka przykucnęła, by lepiej się przyjrzeć świeżemu odciskowi niewielkiej stopy – Czy to możliwe, że w tym przerażającym miejscu zamieszkują jeszcze elfy? – zapytała Damiena.
- To mało prawdopodobne, ale masz rację wyglądają na świeże ślady elfów. Trzymajmy się na baczności, być może to pułapka Sarumana.
Towarzysze zwiększyli czujność. W zwolnionym tempie maszerowali drogą, uważnie obserwując liczne ślady małych stópek.
- Co się stało? – Demona zauważyła grymas zaskoczenia na twarzy Hagarda. Ten spiorunował dziewczynę spojrzeniem, dając jej do zrozumienia, żeby się uciszyła. Wzruszyła ramionami lekko zniecierpliwiona i przyspieszyła kroku zostawiając pozostałych w tyle. Starała się nie patrzeć na gesty Jacka, który uznał jej zachowanie za nierozważne. Nagle stanęła jak wryta, obejrzała się na równie zaskoczonych przyjaciół. Wszyscy się zatrzymali i chwycili za broń. Kilka kroków przed Demoną, na środku drogi bawiło się elfie dziecko. Było tak pochłonięte budowaniem zamku z piasku, że nie zwracało uwagi na uzbrojonych po zęby Husarzy. Demona ostrożnie podeszła do dziecka.
- Dzień dobry. Co tutaj robisz? Gdzie Twoi rodzice? – zapytała przykucając. Dziecko podniosło prześliczną twarz i otworzyło buzię, by coś powiedzieć, gdy niespodziewanie postać w szarym płaszczu wyskoczyła spomiędzy drzew i powaliła Demonę na ziemię, odbierając jej Nokiana.
- Zostawcie go! – Damien powstrzymał Niedobroszkę biegnącą z podniesionym toporem w kierunku napastnika. – Oddaj jej sztylet, nie zabijamy elfów, a tym bardziej ich dzieci!
- Przepraszam – leśny elf pomógł Demonie wstać i oddał jej Nokiana – To nie moje dziecko, opiekuję się nim tylko – rzucił do Eldara.
- Smoczy Kle, miałeś się nie oddalać. Dzisiaj idziesz spać bez wysłuchania opowieści – skarcił dziecko.
- Kiepska z Ciebie opiekunka skoro prowadzisz dzieciaka w takie miejsce – zadrwił Jacek.
- Nie jesteśmy sami – odparł elf i w tym momencie z lasu wybiegła zgraja elfiątek i obskoczyła towarzyszy tak jak kilka dni wcześniej krotafidy. Bezceremonialnie oglądały wojowników nie okazując im należnego respektu. Trójka elfiątek domagała się od Hagarda pokazania tatuaży podskakując i ciągnąc go za ręce. Mały łobuz podwędził Jackowi sakwę z klejnotami a następnie rzucił pozostałym jak piłkę do gry. Dziewczynki ciągnęły Niedobroszkę za włosy, zachwycone ich płomiennym kolorem. Rezolutny chłopczyk męczył Damiena pytaniami, na które elf nie potrafił odpowiedzieć. Demona natomiast była atakowana przez malutkiego rycerzyka, który wbijał jej w kolano drewniany mieczyk. Byli na przegranej pozycji, te małe istoty przejęły nad nimi kontrolę.
- Spokój! – leśny elf nie krzyknął głośno, a jednak rozwrzeszczana czereda w sekundę zamilkła i ustawiła się równo wzdłuż traktu.
- Wbrew pozorom to miejsce jest bardzo bezpieczne – rzekł do Jacka – Tutaj nas nie tropią przebrzydli słudzy Sarumana. Dokąd zmierzacie?
- Idziemy walczyć ze smokami. Mimo wszystko lepiej będzie jeśli zabierzesz stąd swoje dzieci – zasugerowała Demona.
- Mówiłem, że to nie moje dzieci – odparł elf, denerwując się powątpiewającym wyrazem twarzy Jacka. Uroda przybysza wskazywała, na to, że mógł być ulubieńcem kobiet, a zatem ojcem niezłej gromadki. – Trenuję młodych wojowników. Większość z tych maluchów została osierocona, dlatego zaopiekowałem się nimi.
- Jak masz na imię? Ja jestem Niedobroszka – oczarowana dziewczyna uśmiechnęła się podchodząc bliżej do elfa.
- Wybaczcie, nie przedstawiłem się. Mam na imię Luqas – rzekł ściskając dłonie towarzyszy.
- W Husarii mamy niewielką gromadkę dzieci, może byś nam pomógł w opiece nad nimi – Niedobroszka zatrzepotała mocno długimi rzęsami, a jej policzki spłonęły rumieńcem.
- A ty od kiedy się dziećmi martwisz? – rzucił Jacek z przekąsem. To on był zazwyczaj obarczany tym obowiązkiem, nie przez przypadek zresztą.
- Jeśli pozwolicie, to bardzo bym chciał iść z wami. Zaopiekuję się waszą gromadką. – rzekł odsuwając delikatnie od Jacka dziewczynkę próbującą zwędzić sakiewkę.
- Pod warunkiem, że Twoje bachory nie będą nam przeszkadzały – odparła Demona, nie do końca pewna czy właściwie postępuje zgadzając się na zabranie tej maleńkiej drużyny na wojnę ze smokami. Z drugiej jednak strony, w tej chwili bezpieczniejsze dla ekipy Luqasa było dołączenie do Husarii.
Uradowana Niedobroszka zaklaskała w dłonie jak mała dziewczynka, a pozostali uśmiechnęli się szeroko, rozbawieni reakcją dziewczyny. Luqas zaprowadził porządek w Husarii. Okazało się, że ma umiejętność dyscyplinowania również dorosłych. Wojownicy darzyli go respektem. Demona odkryła, że od czasu jak Luqas zajął się organizowaniem zaopatrzenia i noclegu husarzom niczego nie brakuje. Zazdrościła elfowi stylu w jakim egzekwował posłuszeństwo w armii. Wieczorami Luqas opowiadał dzieciom baśnie. Niedobroszka i Demona z fascynacją podziwiały malownicze krainy wróżek opisywane przez utalentowanego elfa. Hagard i Jacek pod pozorem konieczności zapewnienia gromadce bezpieczerństwa, też brali udział w tych wieczorach. Zdarzało się nawet, że prosili Luqasa o dodatkowe opowiadanie, oczywiście mając na względzie dobro elfiątek.

Donka


- Nie! Nie zostawię swoich ludzi, każdy w Husarii jest dla mnie ważny – mówiła Demona do Niedobroszki skupionej na wycinaniu w kawałku kory runy walki.
- Nie masz ich zostawiać. Skoro poruszają się tak wolno, to pójdźmy przodem, rozprawimy się z kilkoma potworami po drodze, a oni nas dogonią. Przynajmniej nie będą musieli walczyć – wiesz przecież, jak łatwo giną – dziewczyna nie odpuszczała. Była już zmęczona i znudzona tym powolnym marszem. Wbrew napomnieniom Demony często odłączała się od grupy, by spędzić kilka godzin nad rzeką, łowiąc w samotności ryby.
- Ciesz się, że nie musisz tak często używać topora. Jeszcze Ci zabraknie tej nudy – rzekła Demona i wstała, dając do zrozumienia Niedobroszce, że zakończyła z nią dyskusję. Poirytowana dziewczyna cisnęła kawałek kory w tragarza pochylonego nad swoim pakunkiem. Ten spojrzał na nią i uśmiechnął się przepraszająco.
- Macie szczęście, że ja tu nie rządzę – uśmiechnęła się szyderczo, wzięła swój miecz i zaczęła ćwiczyć pchnięcia na wyimaginowanym wrogu. 
Demona sprawdziwszy stan swojej armii, dała rozkaz wymarszu. W rzeczywistości również była znużona tą wędrówką. Denerwowały ją nawet żarty Luqasa i niekończące się opowieści Jacka o pokonanych potworach. Ze smutkiem odkryła, że odsuwa się od towarzyszy. Cień Dol Guldur padł na jej serce. Pozostali towarzysze także byli pod jego wpływem. W Husarii coraz częściej dochodziło do konfliktów. Jedynie Damien i Luqas zachowali pogodę ducha. Na zmianę próbowali pogodzić zwaśnionych przyjaciół. W trosce o zachowanie dobrych stosunków w Husarii regentka rozstawiła ich w pochodzie w dużych odległościach od siebie. Hagrad podążał na przedzie, z dala od Jacka, któremu odgrażał się wczoraj, że wyrwie mu serce. Niedobroszka dokuczała wszystkim, dlatego szła na końcu, Demona przymykała oko na jej wypady nad rzekę, bo dziewczyna wracała z nich w lepszym nastroju. Martwiła się jednak bardzo o przyjaciółkę, Mroczna Puszcza nie była bezpiecznym miejscem na samotne spędzanie czasu.
- Aaaaach – z zadumy wyrwał ją wysoki, kobiecy okrzyk. Pobiegła naprzód pochodu, sprawdzić co się dzieje, trzymając topór w pogotowiu.
- Aaaaach – krzyk dobiegał zza drzew. Jacek nieczuły na powstrzymujące go gesty Demony ruszył na pomoc niewieście w opresji. Przedostawszy się przez wysokie, gęste zarośla, stanął jak wryty na krawędzi polany. Mimowolny uśmiech rozpromienił mu twarz, choć scena jakiej był świadkiem była okrutna. Przyjaciele Jacka zareagowali podobnie, zdumieni stanęli bez ruchu i obserwowali sytuację. Na polanie leżał ogromny troll i wrzeszczał przeraźliwie wysokim głosem okładany kijem przez elficką dziewczynę. Jej długie włosy opadały wciąż na twarz, przez co biła niemalże na oślep. Pierwszy raz Damien widział tyle agresji u elfa. Tym bardziej zaskakujące było takie zachowanie u kobiety, Dziewczyna stanęła przy nogach dogorywającego trolla i wymierzyła siarczystego kopniaka w jego krocze przywołując wyraz bólu na twarze Jacka, Hagarda, Damiena i Luqasa. Przeraźliwy okrzyk ogłuszył towarzyszy na krótką chwilę. Troll płakał – a Demona po raz pierwszy w życiu odczuwała współczucie dla tego obrzydliwego stworzenia. Dziewczyna wskoczyła na plecy trolla i błyskawicznym pchnięciem przeszyła mieczem jego serce. Przedśmiertelne drgawki dogorywającego sprawiły, że upadła na ziemię. Po chwili troll już nie żył, dziewczyna otrzepała się i gwałtownym gestem ściągnęła skalp z ofiary. Zwróciwszy chmurne spojrzenie ku Husarzom ruszyła w ich kierunku.
- Podobało się przedstawienie? – rzuciła zaczepnie do Jacka. A widząc, że boi się odezwać dodała – Donka zabija tylko potwory, nie ludzi i nie elfy... chyba, że sobie zasłużą – poklepała mężczyznę po ramieniu, co go wcale nie uspokoiło.
- Donka, słyszałam o tobie – Demona patrzyła z podziwem na tę pozornie kruchą istotę.
- A ja słyszałam o tobie Demono. O twojej armii również. Popieram całym sercem tych, którzy mają odwagę by iść na wojnę z Morgothem. Chętnie pójdę z wami....
Rozmowę przerwał im przerażający okrzyk, wywołujący dreszcze i skuwający serca towarzyszy strachem jakiego dotąd nie zaznali.
- Nazgule – wyszeptał pobladły Damien.
- Furia! Wiecie jak jej użyć, nie ma czasu! – w oczach Hagarda zapaliła się żądza mordu. W tym momencie złowrogi chłód zapanował na polanie. Krzyk narastał a ciemność zaczęła ogarniać okolicę. Potężny Nazgul runął z zastraszającą prędkością w kierunku Demony. Dziewczyna wzięła ostry zamach toporem – chybiła. Nazgul jednak wzbił się znowu w górę. Topór Niedobroszki zdążył odrąbać mu prawą rękę, a celny strzał z łuku Damiena sprowadził go na ziemię. Kolejnych trzech zaatakowało równocześnie towarzyszy. Jacek osłaniając się tarczą ciął skrupulatnie, rozrywając mieczem tętnicę napastnika. Kolejny zamach topora Demony był już celny – głowa Nazgula potoczyła się pod stopy Luqasa. Elf tymczasem oddawał strzały z łuku do kołującego nad polaną piątego z przerażającej dziewiątki. Połowę wybiliśmy zatryumfował widząc jak postrzelony w serce Nazgul uderza w podłoże. Jacek wybiegł na środek polany w oczekiwaniu na kolejnego napastnika, ten w szybkim tempie zbliżał się do mężczyzny z wycelowanym w niego mieczem. Niespodziewanie Nazgul zmienił jednak kierunek, zakreślił ostry łuk i szybkim pchnięciem umieścił miecz w trzewiach Hagarda. Demon w odpowiedzi ścisnął szyję atakującego. Nazgul wzbił się w powietrze, ale Hagard nie zwolnił uścisku. Wzlecieli razem, szamocząc się i oblewając krwią demona trupy leżące na polanie. Luqas i Damien oddali mnóstwo strzałów z łuku, jednakże Nazgul zdawał się niepokonany. Pozostałych trzech napastników zawróciło widząc pokonanych braci. Demona biegła jak oszalała w ślad za cichnącym krzykiem, jednakże Nazgule oddaliły się w równie szybkim tempie jak przybyły zabierając ze sobą rannego Hagarda. Zmęczona padła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Donka obejmując regentkę ramieniem, pomogła jej się podnieść – Zabijemy tych czterech. Obiecuję.
- Gdzie Hagard? – Jacek widział całą akcję, miał jednak nadzieję, że towarzysze dopadli uciekającego Nazgula.
- Odszedł – wyszeptała Demona. Podniosła z ziemi tarczę oraz miecz demona i oczyściła je z krwi.
- Zabierzemy je ze sobą? – zapytała Donka.
- Nie. On wróci po nie tutaj – Demona bardzo chciała wierzyć w to co mówi. Ostrożnie ułożyła broń pod drzewem a następie zabezpieczyła miejsce magicznymi runami ochronnym, których nauczyła się od demona.
Donka ogromnie żałowała, że nie zdążyła poznać Hagarda. Widziała jego ranę i była pewna, że odszedł na zawsze. Nie potrafiła jednak powiedzieć tego załamanej Demonie.
- Nie nadaję się – powiedziała Demona zdławionym głosem – Nie mogę być regentką, to zbyt trudne dla mnie.
- Jesteś wspaniałą regentką – pocieszała ją elficka dziewczyna – Dbasz o każdego ze swoich poddanych, to rzadka zaleta u dowodzących, a jakże cenna.
Wspólnie podeszły do oddychającego jeszcze Nazgula. Demona ściągnęła pierścień z jego palca, wywołując przeciągły jęk umierającego.
- Zniszczcie go, pozostałe również – nie zniewolą już nikogo więcej - rzekła podając pierścień Damienowi. Następnie zwróciła się ponownie do nieszczęśnika – Współczuję ci, dużo wycierpiałeś.
- Przepr.... – człowiek, który przestał być Nazgulem, miał wypisane na twarzy cierpienie i skruchę.
- Nie! Nie wybaczę ci – Czarna odepchnęła Demonę i z krzykiem rzuciła się na ciało umierającego. Wbijała sztylet raz po raz  w jego klatkę piersiową ochlapując swoją twarz, ręce i ubrania krwią. W końcu Luqas oddzielił dziewczynę od zmasakrowanego ciała. Niedobroszka objęła ją mocno i otarła krew z twarzy. Czarna uklękła na ziemi i rozpłakała się jak mała dziewczynka.
- Odnajdziemy go – Demona dała znak towarzyszom, by pozostawili dziewczynę w spokoju. – Pochowajmy teraz zabitych -  Regentka w tej dramatycznej chwili poczuła nagle niezwykłą siłę – Odnajdziemy Hagarda. Zabijemy wszystkie Nazgule i Smoki.



Zdrajcy umierają w samotności


- Mieliśmy szukać Hagarda! – szept Luqasa okazał się tak donośny, że wszyscy spojrzeli na niego i Demonę.
- Hagard wie, dokąd zmierzamy. Po uporaniu się z Nazgulami podąży w tym samym kierunku – Demona spojrzała niepewnie na Czarną. Dziewczyna skinęła jej głową i uśmiechnęła się blado -  Dotrze do Żelaznych Wzgórz na długo przed nami.
- W to akurat nie wątpię – skrzywiła się Niedobroszka wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Donką - Trzymaj Luqas kciuki, żeby zostawił nam jakiegoś smoka do zabicia. Niedługo zamiast krwi smoków nasze topory pokryje rdza.
- Będę jeszcze miała kłopoty przez te dwie... – pomyślała Demona – Zatem postanowione! Nie marudźmy, bo przed nami długa droga! – krzyknęła zagłuszając prowadzone półgłosem dyskusje.
Demona była dziś w podłym nastroju. Martwiła się o Hagarda i o swoje oddziały. Brakowało jej pewności, że postępuje właściwie. Udała się osobiście na zwiad. Samotny marsz przez Mroczną Puszczę był dużym wyzwaniem, potrzebowała jednak kilku chwil samotności. Maszerując średnim tempem szybko oddaliła się od pozostałych.
- To prawda. Powolna wędrówka z tragarzami jest strasznie męcząca. – przyznała rację Niedobroszce – Może faktycznie zostawimy ich w bezpiecznym miejscu? Mamy wystarczająco dużo powozów zaopatrzeniowych. Uniosą zapasy żywności i broni potrzebne na kilka miesięcy. Jeden tragarz jest w stanie unieść sześć sztabek oufu, a powóz zabiera ich czterdzieści pięć – Ouf był niezbędny do produkcji broni i pułapek. W Mrocznej Puszczy – z dala od kopalń, Demona była zdana wyłącznie na zgromadzone zapasy. Istniała jeszcze możliwość przejęcia.... – Ale od kogo? – Jej myśli przerwał widok szamotaniny na środku, podobno nie uczęszczanego, traktu.
- Jestem dorosły! Wiem dokąd iść! – krzyczał dziesięcioletni może chłopiec do kobiety o platynowych włosach.
- Nie masz pojęcia co dla ciebie dobre! Twoja matka mi zaufała, Ty też musisz! – blondynka nie patrząc na chłopca ciągnęła go za sobą, nieczuła na drapanie i kopanie – na Wschodzie będziesz bezpieczny...
- Na pewno nie na Wschodzie – Demona stanęła przed niewysoką, zaskoczoną kobietą – Tam nie jest bezpiecznie.
- Ale.... Mieliście przecież... Nie spodziewałam, że kogoś spotkamy na tym nieuczęszczanym trakcie – twarz kobiety stała się purpurowa, a chłopiec patrzył z otwartymi ustami na regentkę.
- Ja również się nie spodziewałam, że spotkam tu ludzi.... I skąd wiesz, że nie jestem sama? – Demona odwróciła się, ale jej drużyna była jeszcze zbyt daleko by być widoczna dla ludzkich oczu.
- Ja... ja... nie wierzę, że wędrujesz samotnie przez Mroczną Puszczę, to niewykonalne – wielkie niebieskie oczy próbowały przejrzeć Demonę na wskroś.
- Czyżby? Zatem wędrówka w towarzystwie dziecka jest znacznie bezpieczniejsza... – na te słowa chłopiec zmarszczył czoło i wyszarpnął rękę z dłoni opiekunki.
- Toja! Zachowuj się! – blondynka próbowała znowu złapać rękę chłopca, ale ten schował ją do kieszeni.
- Toja? Ten dzielny dzieciak, który zwabił w pułapkę oddział pięćdziesięciu goblinów i wszystkich wysłał w zaświaty? – Demona słyszała tę opowieść od Luqasa i była pewna, że to baśń.
- Ten sam – chłopiec wyprostował się dumnie – Gobliny są silne, ale przy tym niespotykanie głupie. Łatwo było się z nimi rozprawić.
- No, no, pięćdziesiąt.... – Demona nie miała pojęcia czy to możliwe, a jednak w oczach tego dziecka nie znalazła cienia fałszu – musisz mi o tym opowiedzieć. Zapraszam na drugie śniadanie – rzekła widząc majaczące w oddali postacie Husarzy.
- Drugie? Nie jedliśmy jeszcze pierwszego... Nawet kolacji nie jedliśmy – Toja ucieszył się.
- Nie Toja! Twoja matka nie pozwoliłaby.... – blondynka złapała ramię chłopca.
- Jestem pewna, że by pozwoliła – uśmiechnęła się Demona – żadna matka nie chciałaby, żeby jej dziecko głodowało. Mamy wzmacniające lembasy, dla takich bohaterów jak ty.
- Mylisz się. Wiem co dla niego dobre. Na pewno nie pobyt z rebeliantami – kobieta w dalszym ciągu starała się zdyscyplinować chłopca, ale ten ukrył się za Demoną i bezczelnie pokazał jej język.
- Rebelianci? Skąd taki pomysł? Tylko słudzy Melkora nas tak nazywają – regentka zaczęła żywić coraz większą niechęć do kobiety – Kim jesteś? Co robisz w sercu Mrocznej Puszczy z tym dzieckiem? – zapytała podejrzliwie.
- Jestem Sylvia. Szukamy z Toją bezpiecznego miejsca na Wschodzie. Rebelianci rozgniewali smoki, a te w odwecie spaliły naszą wioskę. Przeżyliśmy tylko my dwoje – rzekła ze spuszczoną głową.
- Nieprawda! Kiedy uciekaliśmy moi rodzice walczyli! Wyciągnęłaś mnie siłą stamtąd. Powinnyśmy wrócić. Mój ojciec zabił już niejednego smoka. Idziecie do Żelaznych Wzgórz? Mogę pójśćz wami? – Toja popatrzył błagalnie na Demonę.
- Oczywiście, że możesz. Jeśli po ojcu odziedziczyłeś swój spryt, to z pewnością wygrał tę bitwę. Mylisz się Sylvio, na Wschodzie nie ma bezpiecznych miejsc. Moi poddani zatroszczą się o was i pomogą w odnalezieniu rodzin – zwróciła się do wyraźnie zdenerwowanej kobiety.
- Dobrze – odparła Sylvia z rezygnacją – Jeszcze tego pożałujemy – westchnęła patrząc na nadchodzącego Luqasa i Damiena.
- Kobieta z dzieckiem? W Mrocznej Puszczy? Jesteś pewna, że to nie podstęp Melkora? – Luqas zawstydził się, bo wyraz twarzy Sylvi wskazywał na to, że usłyszała jego szept.
- Nie mam pewności. Porozmawiamy o tym później – Demona obiecała sobie, że będzie uważnie obserwować przybyszy.
- Lembasy! – Toja podskoczył z radości – Myślałem, że sobie żartowałaś – rzekł z pełną buzią, plując w koło okruszkami.
- Toja zachowuj się! – Sylvia podniosła się, by otrzeć chłopcu twarz i w tym momencie z jej plecaka wypadło zawiniątko. Potoczyło się pod stopy Jacka, po drodze odwijając z szarego płótna. Kobieta rzuciła się, by zabrać przedmiot, Han jednak był zwinniejszy.
- Ależ to.... – jego twarz pobladła -  ... Palantir!
- Szybko! – Demona podniosła kawałek płótna i przykryła nim kryształ, zabierając go mężczyźnie – Widział nas?
- Nie wiem, chyba nie, ale ona.... – Jacek ruszył w pogoń za uciekając Sylvią. Donka podstawiła jej nogę, w wyniku czego kobieta upadła wrzeszcząc przeraźliwie – Zostawcie mnie! Zdrajcy!
- Zdrajcy? Do czego ci potrzebny Palantir? – Donka trzymała Sylvię, nie pozwalając jej się ruszyć.
- Do niczego. Miałam tylko go zanieść w bezpieczne miejsce...
- Nieprawda! Używała go! Nie wiedziałem, że to Palantir, gdybym wiedział... – Toja stał blady pomiędzy Demoną a Sylvią.
- Trzy dni temu znaleźliśmy wasz obóz. Nie pozwoliła mi się do was zbliżać. Powiedziała, że nas zabijecie. Słuchaliśmy jego baśni – rzekł odwracając twarz do Luqasa – to znaczy myślałem, że ona też słucha. Wyciągnęła wtedy kryształ wmawiając mi, że ochroni nas przed waszym wzrokiem. Uwierzyłem, bo nie zauważyliście nas wtedy. A wczoraj...
- Byliście przy tym jak Nazgul zranił Hagarda? – Demonie zrobiło się nagle strasznie duszno i rozbolała ją głowa.
– Tak, kiedy ona ...- wskazał na Donkę – ...rozprawiała się z trollem, Sylvia znowu wyciągnęła Palantir. Wtedy nadlecieli...
- To przez Ciebie – Czarna rzuciła się na Sylvię, jednak Demona przytrzymała uzbrojoną w sztylet dłoń.
- Zostaw. Nie zasłużyła na to...  Dlaczego? – zapytała ze łzami w oczach Sylvię.
- Jesteście głupcami. On włada najpotężniejszą armią w Śródziemiu. Zabije każdego, kto mu się sprzeciwi. Ja pragnę tylko bezpieczeństwa dla siebie i dla niego – zwróciła się do Toji -  Jego matka mi zaufała.
- Nie! Nie mama, ona nie jest ... – chłopiec zalał się łzami.
- Oczywiście, że nie jest. Ona też została zdradzona – Demona przytuliła chłopca z matczyną czułością.
- Jego matka może teraz nie żyć, z twojej winy. Zapłacisz za to wysoką cenę. Idź zatem do swojego władcy – Demona za pomocą magicznych run unieruchomiła kobietę – Za osiem godzin będziesz wolna, jeśli zbliżysz się do kogokolwiek z Husarii, zginiesz w okrutnych męczarniach.
- A ty możesz wybrać z kim pójdziesz – rzekła do Toji.
- Nie zostanę ze zdrajczynią. Pozwól mi... – mówił chłopiec zdławionym głosem zaciskając pięści.
- Nie. Powtarzam, na taką śmierć trzeba sobie zasłużyć. Zostawmy ją. Czas na nas – Demona oddała chłopca pod opiekę Niedobroszce i ruszyła energicznie przed siebie. Do tej pory nie wierzyła w opowieści o ludziach współpracujących z armią Melkora – Co jeśli są wśród nas? - głowa zaczęła ją boleć jeszcze bardziej. Dojmujący wstyd ściskał jej serce. Spojrzała z żalem na Luqasa – Tak bardzo się różnimy...
- Pierworodni kochają ludzi, bez względu na ich postępowanie – Luqas był Edainem. Jednym z tych, którzy nie odwrócili się od Młodszych Dzieci Iluvatara po wydarzeniach Nirnaeth Arnoediad – Jak długo sprzeciwiasz się Morgothowi, tak długo możesz liczyć na nasze oddanie – Demona pochyliła głowę, by ukryć łzy.
- Ruszam na zwiad – starała się by jej głos brzmiał naturalnie. Marzyła o chwili samotności.

Powrót



If this world is wearing thin
And you're thinking of escape
I'll go anywhere with you
Just wrap me up in chains
But if you try to go alone
Don't think I'll understand

Stay with me...

In the silence of your room
In the darkness of your dream
You must only think of me
There can be no in-between
When your pride is on the floor
I'll make you beg for more

Stay with me...

You'd better hope and pray
That you make it safe
Back to your own world
You'd better hope and pray
That you'll wake one day
In your own world

Because when you sleep at night
They don't hear your cries
In your own world
Only time will tell
If you can break the spell
Back in your own world

Stay with me...

Demona nie wracała do obozu od pięciu dni. Nastroje w Husarii były podłe. Niedobroszka chciała przyspieszyć marsz ekipy i nawoływała do pozostawienia wolniejszych jednostek w tyle. Wtórował jej Jacek. Miał już dość tego oczekiwania. Bardzo chciał, by o Husarii zrobiło się głośno. Tymczasem siedzieli przy ognisku podjadając pieczone w ogniu fungowce i słuchając baśni Luqasa albo spacerowali Starą Leśna Drogą w ślimaczym tempie. Damien i Luqas starali się neutralizować ponure nastroje Husarzy. Jednak ich głosy ginęły w hałasie niekończących się kłótni. W dodatku nie mieli pojęcia co się stało z ich przywódczynią. Donka z ekipą Rysi Najeźdźców przeszukiwała okolice bez sukcesu.
- Nie mogę dłużej czekać – Czarna patrzyła ze smutkiem na Luqasa. Czuła, że rozmawia z nim ostatni raz. Zdążyła go polubić w czasie wspólnej wędrówki przez Mroczą Puszczę.
- Nie powinnaś... – elf wiedział, że nie przekona dziewczyny do pozostania w obozie – To zbyt niebezpieczne.
- To – Czarna pokazała elfowi wzrokiem Toję wymachującego toporem przed nosem wściekłego krasnoluda - ... jest o wiele bardziej niebezpieczne.
- Uważaj na siebie – Luqas uścisnął dziewczynę a następnie pobiegł odebrać Toji topór.
- Dziękuję – powiedziała bardziej do siebie dziewczyna, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem pomaszerowała Starą Leśną Drogą.
- Hagard poszedł zabijać smoki, tam go spotkam – układała sobie w głowie plan. Puszcza była przerażająca. Czarna przyspieszyła kroku. Widziała mnóstwo lśniących oczu obserwujących ją z gęstwiny. Przypominała sobie runy ochronne, których nauczył jej demon. Wspomnienie wspólnych walk z goblinami dodawało jej otuchy. Podniosła głowę i patrząc w niebo próbowała przypomnieć sobie kierunek w jakim odleciał Nazgul wraz z jej ukochanym. Robiło się coraz ciemniej. Czarna słyszała przyspieszone bicie własnego serca. Pomimo tego, że już była bardzo zmęczona zaczęła biec. Potworne stworzenia nabrały śmiałości i coraz częściej stawały na jej drodze. Bolały ją mięśnie od uderzeń jakie zadawała swoim mieczem.
- Jeszcze trochę... – brakowało jej tchu. Nagle zahaczyła nogą o duży obiekt leżący na drodze i upadła na ziemię. Nie miała ochoty się podnosić, była taka zmęczona. Usiadła na ziemi i przyjrzała się leżącej obok postaci. Z przerażeniem odkryła, że były to zwłoki człowieka. Leżały tu od kilku dni. Potworny smród rozkładającego się ciała i wyczerpanie długim biegiem sprawiło, ze dziewczyna dostała ataku konwulsji. Kiedy uspokoiła się nieco, otarła usta krawędzią płaszcza i podeszła do ciała. Widok twarzy zmarłego przywołał kolejny atak mdłości. Dziewczyna jednak zapanowała nad sobą. Puste oczodoły ziały przerażającą czernią. Kruki i wrony zdążyły juz zrobić sobie ucztę, przez co twarz nieszczęśnika była niemożliwa do zidentyfikowana. Czarna odetchnęła z ulgą na widok kępki jasnych włosów wystających spod hełmu. To nie był Hagard. Wzrok dziewczyny padł na broń leżącą obok wojownika. Widziała juz taką, nie mogła tylko sobie przypomnieć gdzie. Ostrze miecza było zanieczyszczone zastygłą krwią. Poniosła go, by lepiej się przyjrzeć. Przeczytawszy transkrypcję na rękojeści odrzuciła broń ze wstrętem. Został wykuty w kuźniach Mordoru. Czarna przypomniała sobie gdzie taki widziała – Nazgule! Czyli ten nieszczęśnik... Dziewczyna uklękła przy dłoni zabitego. Widok śladu na palcu pozbawił ją wątpliwości. Gdzie jest teraz pierścień? Iskra nadziei zapłonęła w sercu Czarnej. Jeździec Ciemności został uduszony, wiedziała już czyja krew widnieje na mieczu. Podniosła się szybko i przebiegła okolicę - On może tu być! – Zapomniała o zmęczeniu. Było już ciemno. Po omacku Czarna badała podłoże. Gałęzie biły ją po twarzy, a stopy potykały się o leżące konary drzew i kamienie. Po policzkach płynęły jej łzy bólu i tęsknoty. Kilka godzin spędziła na poszukiwaniach, wreszcie upadła z wyczerpania. Zamknęła oczy na chwilę, nie mogła jednak zasnąć. Nie myślała już o zagrożeniu, zapomniała o strachu.
- Hagardzie gdzie jesteś?! – krzyknęła w ciemność. Ku swojemu zaskoczeniu usłyszała westchnienie. Czarna błyskawicznie podniosła się i pobiegła w kierunku jego źródła – Jesteś! – Było zbyt ciemno, żeby mogła zobaczyć twarz demona, a mimo to widziała ją doskonale. Umierał. Czarna ucałowała zimne usta i położyła głowę na piersi demona wsłuchując się bijące coraz słabiej serce – A mówiłeś, że demony nie mają serca – uśmiechnęła się przez łzy. Klęcząc trzymała Hagarda ze rękę. Opowiadała mu o wszystkim co się stało po jego zaginięciu – o Demonie, o Toji, o Sylvii... Nie miała pojęcia czy ukochany ją słyszy. Ta opowieść dodawała jednak jej sił. Nagle demon zawył przeciągle wyrywając rękę z dłoni dziewczyny i odpychając ją od siebie. Potworny ryk sprawił, ze ziemia zadrżała. Ciało Hagarda wygięło się, podniósł na chwilę głowę i rzucił dzikie spojrzenie Czarnej, tak że przeszły ją ciarki. U stóp dogorywającego Hagarda pojawiła się kobieta w czarnej sukni i srebrnej koronie z szyderczym uśmiechem na twarzy. Demon uciszył się a jego głowa opadła bezwładnie na ziemię.
- Nie! Nie odchodź! – Czarna rzuciła się na nieruchome ciało ukochanego.
- Zostaw. Teraz jest mój. – Wiedźma odepchnęła dziewczynę i pochyliła się nad Hagardem.
- Nigdy! Wynoś się stąd – Czarna okładała pięściami wiedźmę. Ta spojrzawszy na nią prychnęła – Idź stąd śmiertelniczko. Nie mam czasu dla ciebie – Dziewczyna nie poddawała się. Użyła Runy Walki i zadała silny cios mieczem. Wiedźma złapała ręka ostrze miecza i popchnęła w kierunku dziewczyny rechocząc złowieszczo. Czarna upadła a wiedźma usiadła na piersi Hagarda. Otoczyła szponiastymi palcami szyję demona i nachyliła się by złożyć pocałunek na zimnych ustach.
- A fe! On żyje! – niewielkie ostrze w ręku wiedźmy zalśniło złowrogo. Kilka kroków dzieliło Czarną od wiedźmy – Nie zdążysz! - wrzasnęła wiedźma i przyłożyła ostrze do tętnicy szyjnej demona. Czarna rzuciła się na pomoc i ku swojemu zaskoczeniu ujrzała wiedźmę oszołomioną silnym uderzeniem kija. Ciemna sylwetka mężczyzny zamajaczyła przed oczami dziewczyny i zniknęła. Wykorzystując tę sytuację Czarna zasłoniła swoim ciałem Hagarda – Nie możesz! On żyje, on będzie żył! – krzyknęła do wiedźmy.
- Głupia! – wiedźma zaśmiała się i rozpłynęła w ciemnościach.
- Hagard! – spojrzenie czarnej zetknęło się ze zbójowatym wzrokiem demona.
- Nie! Nie jestem Hagardem. Moje nowe imię to Azazel! – demon odsłonił białe kły i porwał ukochaną w objęcia – Zostawiłaś mi jakiegoś smoka do poskromienia?

Ostatnio edytowany przez Lunar_aurora (2014-11-01 12:55:14)

Offline

#2 2014-10-07 17:38:56

Demona

Moderator

Punktów :   

Re: Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

więcej, więcej...


– Na moim Nokianie – warknęła Demona, obnażając sztylet – wyryte jest starodawnymi krasnoludzkimi runami prastare krasnoludzkie zaklęcie. Niech no jeno który ghul zbliży się na długość klingi, popamięta mnie. O, popatrzcie.
- Co głosi ten napis?
– „Na pohybel skurwysynom!”

Offline

#3 2014-10-15 18:49:16

 matixd

Newbie

Punktów :   

Re: Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

dobre


Ork rzekł do mnie
-zabije cie moim mieczem
- nie zdążysz nawet mrugnac zabije cie czekoladą mocy- odpowiedziałem

Offline

#4 2014-10-17 13:42:47

Demona

Moderator

Punktów :   

Re: Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

jakby tak powstał odcinek z opowiadaniem dla tych małych elfiątek...czytałabym młodemu do spania   Luq - napisz nam


– Na moim Nokianie – warknęła Demona, obnażając sztylet – wyryte jest starodawnymi krasnoludzkimi runami prastare krasnoludzkie zaklęcie. Niech no jeno który ghul zbliży się na długość klingi, popamięta mnie. O, popatrzcie.
- Co głosi ten napis?
– „Na pohybel skurwysynom!”

Offline

#5 2014-10-30 19:25:50

 Kythar The Demon's Lord

Newbie

Punktów :   

Re: Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

Żądam mojego udziału w tym zajściu i nie zapomnieć o moim Piesele.


Śmierć jest błogosławieństwem. Stajecie wówczas u mego boku więc nie lękajcie się śmierci bo czymże jest ona jak nie wstępem do demonicznych zastępów? Dołączcie do nas bracia i siostry!!!
DZIEŃ SĄDU SIĘ ZBLIŻA BUHAHAHHAHA!!!!!!!!!

Offline

#6 2014-11-02 20:50:34

Demona

Moderator

Punktów :   

Re: Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

nie za dużo tych żądań?


– Na moim Nokianie – warknęła Demona, obnażając sztylet – wyryte jest starodawnymi krasnoludzkimi runami prastare krasnoludzkie zaklęcie. Niech no jeno który ghul zbliży się na długość klingi, popamięta mnie. O, popatrzcie.
- Co głosi ten napis?
– „Na pohybel skurwysynom!”

Offline

#7 2017-07-25 16:20:23

gad

Newbie

Punktów :   

Re: Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

I żyli długo i szczęśliwie!


Szukasz pożyczka na dowód? Sprawdź w rankingach kredytów na credy24.pl!

Offline

  • Index
  •  » Offtopic
  •  » Ciąg dalszy niedokończonych opowieści

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.gamesoft.pun.pl www.psychologia-czlowieka.pun.pl www.lcgwardiamroku.pun.pl www.zbytkolorowaklasa.pun.pl www.c-r-p.pun.pl